Czerwona kartka od prezesa Kaczyńskiego dla lokalnych posłów PiS
Razi mnie, gdy ktoś wykorzystuje pozycję polityczną do tego, by swoich znajomych wpychać na jakieś stanowiska.
Redakcja: Jak Pan ocenia to, że numerem jeden na listach PiS- u w naszym okręgu wyborczym jest osoba z Warszawy, jak się potocznie mówi typowy „spadochroniarz”?
Andrzej Czerwiński: Ja patrzę pod kątem tego, co sam robię. Gdyby ktoś mi proponował kandydowanie z innego terenu niż ten, na którym działam, gdzie pracuję, z którym się utożsamiam to bym czuł się jak banita wyrzucony z rodzinnego terenu. Nie chcę ocenić tutaj pana posła Piotra Naimskiego, bo go znam. Cenię go za fachowość - zna się na bezpieczeństwie energetycznym, ale wybór jego osoby to czerwona kartka dla lokalnych kandydatów, to świadczy o tym jak Kaczyński ocenia działalność polityczną dotychczasowych posłów. Żaden z nich przez tyle lat nie wypracował sobie takiej pozycji w PiS-ie, żeby mógł być liderem listy.
R: Czerwona kartka od prezesa Kaczyńskiego to jedno, a mało poważne traktowanie samych wyborców to drugi aspekt takiej decyzji.
AC: Tak też uważam, że jest to lekceważenie ludzi. Każdy rozsądny wyborca chciałby zagłosować na posła ze swojego terenu, tak jak do senatu w jednomandatowych okręgach wyborczych, o to co my od tylu lat walczymy. Wybiera się wtedy z danego środowiska najlepszego. A tu PiS rzuca kogoś, kto ma osiągnąć dobry wynik tylko dlatego, że tutaj jest ich żelazny elektorat. Pomijany jest fakt, że nie ma osiągnięć na lokalnym rynku - to jego czyny i kompetencje powinny postawić go na miejscu lidera.
R: Obecnie pełni Pan funkcję ministra skarbu państwa. Jak dochodzi się do takich prestiżowych funkcji?
AC: Do stanowisk i funkcji, jakie dotychczas pełniłem dochodziłem stopniowo.
Po studiach w krakowskiej AGH pracowałem w Zakładzie Energetycznym Kraków Rejon w Nowym Sączu do 1989 r. Ale kiedy wraz z wolną Polską nastała wolność gospodarcza, sięgnąłem po swoją szansę i założyłem własną firmę, która funkcjonowała do 1993 r. W tym okresie udzielałem się społecznie i zdobywałem pierwsze samorządowe szlify, jako miejski radny. Doświadczenie z biznesu i samorządu zaprocentowało i zostałem wybrany w 1994 r. prezydentem Nowego Sącza. Nigdy nie chodzę na skróty, dlatego po siedmiu latach kierowania sprawami miasta zdecydowałem się na kolejny ważny krok – start w wyborach parlamentarnych. Od 2001 r. do chwili obecnej jestem posłem, a pani premier Ewa Kopacz w czerwcu tego roku zdecydowała się powierzyć mi funkcję ministra Skarbu Państwa.
R: Jakie są bieżące działania, plany Ministerstwa Skarbu Państwa, wysprzedajecie wszystko co się da?
AC: Pytanie jest podszyte typową retoryką PiS-u. Filozofia działania Ministerstwa Skarbu Państwa już od kilku lat nie skupia się na sprzedaży spółek, ale na budowaniu ich wartości oraz działaniach, które mają na celu wzmocnienie potencjału gospodarczego i strategicznego Polski. Odpowiedzialnie zarządzamy majątkiem Skarbu Państwa. Chcemy wykorzystać „nadwyżki” akcji na wsparcie projektów inwestycyjnych strategicznych dla rozwoju Polski, jej regionów, bezpieczeństwa i stabilności. W ten sposób pieniądze zostaną pomnożone w polskiej gospodarce. Bronimy kluczowych spółek dla bezpieczeństwa i wzrostu gospodarki Polski. Kluczowe spółki Skarbu Państwa prowadzą i planują inwestycje na niespotykaną do tej pory skalę o łącznej wartości 179 mld zł. Te inwestycje to m.in. Gazoport Świnoujście, Elektrownia Opole, Terminal Gazowy Śląsk.
R: Czego Pan nie lubi w polityce?
AC: Razi mnie, gdy ktoś wykorzystuje pozycję polityczną do tego, by swoich znajomych wpychać na jakieś stanowiska. Moi znajomi wiedzą, że gdy byłem prezydentem miasta, wielu – nawet przyjaciół przychodziło do mnie z prośbą, bym załatwił im jakieś sprawy albo stanowiska. Często się obrażali na mnie, że odmawiałem.
R: Ponownie ubiega się Pan o mandat poselski. Jak pan ocenia swoje szanse w nadchodzących wyborach?
AC: Jako poseł zawsze broniłem interesów naszego regionu. To było i jest moim priorytetem.
Dlatego nie mam się czego wstydzić i po prostu będę prosił o głosy. Mam nadzieję, że się nie zmieniłem przez te lata i nie odbiło mi pod sufitem. Jako minister nadal spotykam się z mieszkańcami w moim biurze poselskim. Ale jeśli usłyszę od kogoś, że nie jestem już tym samym człowiekiem, co dawniej, to będę się musiał poważnie zastanowić nad sobą.
R: To prawda, jako redakcja na przestrzeni kilku lat pilotowaliśmy wiele spraw zwykłych mieszkańców, przedsiębiorców i lokalnych opozycjonistów, którzy byli skonfliktowani z samorządowcami. Nie zdarzyło się, aby kiedykolwiek odmówił Pan spotkania i nie przyjrzał się sprawie, czego nie można powiedzieć o posłach z powiatu nowotarskiego czy tatrzańskiego.
AC: I tak będzie zawsze, dopóki będę posłem.
Pomoc ludziom w zderzeniu z administracją lokalną to nie tylko misja, dobra wola, ale przede wszystkim obowiązek poselski.